Gdybym
mogła wskazać jedno miejsce w którym nie chciałabym przebywać chociaż przez pół
sekundy, byłby to dom Riley’a O’Connela. Był dla mnie jak jaskinia lwów.
Wchodzisz i Cię nie ma. Albo po prostu wyprowadzają się mega pijaną,
niekontaktującą i zapewne z hańbą wypisaną wielkimi literami na czole.
Gdybym jednak miała powiedzieć na kim mi
najbardziej zależy wskazałabym Caroline, moją największą, najwierniejszą psię.
Moja psiółcia przyjaźni się z Riley’em O’Connelem. Pewnie zastanawiacie się
dlaczego? Bo Riley to przyjaciel jej chłopaka Harrego, którego ona kocha, no i
do kurwy nędzy akceptuje każdego zjeba z którym trzyma Harry. Szkoda tylko, że
nie idzie jej tak łatwo zeswatać mnie z najpiękniejszym, najmądrzejszym i zapewne
najbardziej seksownym kolesiem na kuli ziemskiej, który również jest
przyjacielem Stylesa.
Noah
Parker.
Wzdycham, bo przecież tak się robi, kiedy
człowiek czuje coś do drugiego człowieka. Przyśpiesza mu serce, motylki latają
w brzuszku, nogi drętwieją. Zapewne to kilka z wielu reakcji ciała na stan
zakochania. Albo poważna choroba.
Ale ja na pewno jestem zakochana. I głupia. Ale
nie poddaję się i walczę. Idę na tą pieprzoną imprezę do Riley’a i nawet jakby
mnie mieli wynieść w trumnie, poderwę Noah. Na pewno to zrobię. Jestem silna,
mam dużo pewności siebie, jestem piękna i inteligenta.
Ale także potrafię nieźle się okłamywać.
- Dziś na obiad mamy pizzę. Nie miałam czasu
gotować. – głos mamy w końcu dociera do mojego mózgu. Jestem pewna, że gadała
do mnie przez całą drogę do domu, ale, no przepraszam. Myślałam o Noah, wtedy
cały świat się zatrzymuje. Dla mnie. Nie dla mamy, która zapewne jest już
nieźle wkurzona.
- Tak? – pytam beznamiętnie – A Twoja córka
baletnica, przyszła aktorka teatralna, droga Dakota też będzie jeść tłustą i
kaloryczną pizzę? – wiem, że przesadziłam, ale nie mogłam powstrzymać się od
komentarza na ten temat. Jestem pewna, że dla niej znajdzie się kawałek dobrego
mięska i sałata. Mnie można karmić gównem, jej nie. Dlaczego? Bo ma przyszłość.
Świetlaną, jak to zawsze mówiła nasza babcia Julie.
- Emeli, ile razy mam Ci tłumaczyć, że Dakota
jest na specjalnej diecie. Nie może jeść pizzy. – spoglądam na mamę. Ona także
odrywa wzrok od drogi, ale równie szybko kieruje go w tą samą stronę – Dla niej
mam sałatkę i trochę mięsa z indyka w sezamie.
Głośnym parsknięciem kończę konwersację z
mamą. Szczerze? Mam dość wywyższania Dakoty. Chociaż wiele rozumiem. Jest dumą
rodziny. Osiąga wszystko co chce. Wygrywa konkursy baletowe. Uczestniczy w
długich próbach w teatrze. Miała swoją przygodę z pianinem. A ja? Ja chodzę w
wytartych ogrodniczach, koszulkach w koty i studiuje ochronę środowiska. Moimi
osiągnięciami są: 6 sezonów Plotkary w tydzień, trzy razy złamana prawa ręka i
palenie paczki papierosów na dobę (jestem w trakcie rzucania, hehe).
Wjeżdżamy na podjazd naszego domu. Nie
zmieniło się w nim nic od momentu w którym się tu wprowadziłyśmy, czyli od
kiedy najlepszy tatuś na świecie, Derek Nordson, porzucił mamę. Do tego
ciężarną. Ale cóż, oklaski dla tego pana. Osiemnaście lat temu stworzył
geniusza. Szkoda tylko, że nie ma o tym żadnego, nawet bladego, ani
przede wszystkim różowego pojęcia.
Wysiadam z auta, biorę torbę i od razu
kieruję się w stronę drzwi. O dziwo były otwarte. Z tego co wiem i co jest
napisane wielkimi literami na planie zajęć Dakoty powinna ona być w drodze na
próby do przedstawienia. Więc to na pewno nie ona jest w domu.
Szybko jednak uświadamiam sobie kto nas
odwiedził.
- Em! – słyszę znajomy głos z kuchni, a do
moich nozdrzy dociera smakowity zapach sosu bolońskiego ze świeżą bazylią.
Babcia Julie!
- Baaaaabciu! – wydzieram się, po czym biegnę
do kuchni by przytulić kobietę. Jak zwykle wygląda olśniewająco. Ubrana w żółty
żakiecik i spódniczkę do kolan w tym samym kolorze, wydaje się raz młodsza niż
jest na prawdę. Moja babcia jest w sumie najpiękniejszą kobietą w starszym
wieku jaką widziały moje oczy. Mama odziedziczyła po niej urodę, Dakota
również. Tylko ja wyglądam jak mój ojciec. Szara i brzydka. Czarownica z rodu
Nordsonów.
- Jak ślicznie wyglądasz wnusiu. – babcia
uśmiecha się do mnie promiennie, poprawiając mi kosmyk włosów - Tylko proszę Cię, kup w końcu nowe spodnie.
Wyglądasz jak stary robol, nie jak młoda, piękna kobieta.
- Babciuuuuu... – wzdycham, poprawiając lekko
za duże spodnie. No co... bardzo je lubię.
- Dzień dobry mamo. – blondynka wchodzi do
kuchni, kładzie torebkę i klucze na stół po czym przytula się mocno swojej mamy.
Apogeum piękna w mojej kuchni. To takie wzruszające – Widzisz Em, będziesz
miała zdrowy i pożywny obiad, zupełnie jakbyś sobie to wymarzyła. – mama
lustruje mnie wzrokiem, krzywo się uśmiechając. Czy ja przed chwilką
powiedziałam, że jest piękna? Cofam to, do cholery. Dobra, nie cofam, ale
dodaję, że charakter odziedziczyła po dziadku Hubercie. Jest ironicznie chamska
i zrzędliwa. Jak stara ropucha. Pewnie dlatego nigdy nie chciałam siadać na
kolanach u dziadka Huberta. Zawsze kojarzył mi się z obślizgłą ropuchą. O czym
ja w ogóle myślę?
Nakładam sobie pełnoziarnisty makaron na
talerz, oblewam go sosem i dziękując babci za pyszny obiad, udaję się z nim do
własnego pokoju. Potrzebuję trochę ciszy i spokoju przed dzisiejszym wieczorem.
Wieczorem w domu lwa.
Odpalam kolejnego papierosa. Tak zwanego
PPPO – Partnera Papierosa Po Obiedzie. Tak, tak. Rzucam, wiem. Ale nie dziś.
Dziś jest dzień w którym zginę z łap lwa. Jestem przerażona.
Zaciągam się kolejny raz kiedy słyszę
dzwonek telefonu. Caroline.
- Dzień dobry, z tej strony sex telefon. Mamy
pani wymruczeć pozycję 69 czy na pieska? – chcę być zabawna, ale zimna cisza
wydobywa się ze słuchawki.
- To nie było śmieszne, Em.
- Owszem było. – mówię pewna swojego.
Strzepuję popiół z papierosa – Co chciałaś najdroższa przyjaciółko?
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że jeśli na
dzisiejszą imprezę założysz którąś ze swoich koszulek ze zwierzęcym wzorem,
musimy zakończyć naszą przyjaźń.
- To nie było śmieszne, Car.
- Chcesz powiedzieć, że masz zamiar być
asexualna w miejscu w którym ocieka męskimi wdziękami? – słyszę desperację w
głosie panny Grace, w przyszłości Styles.
- Chcę Noah. Mam gdzieś innych kolesi
epatujących testosteronem.
- Noah lubi sexy laski. – robi mi się przykro,
ale wiem, że Caroline ma rację.
- Zobaczymy co da się zrobić. – obiecuję,
odkładając telefon na parapet, po czym rzucam się na łóżko, a razem ze mną pet
z którego wprost na pościel ukrusza się kawałek popiołu. Super!
Dało się zrobić niewiele. W swojej szafie
znalazłam jedną sukienkę. A dokładnie flanelową, w czarno-czerwoną kratę,
wiązaną w pasie. Ale to musi wystarczyć. Zadziałam cuda dodatkami. Jakiś
naszyjnik, duży świecący i czarne koturny. Będzie gitezik majonezik. Extraski.
Propsiki baloniki.
Uświadamiam sobie jednak po chwili jedyną,
dobitną prawdę. Nie będzie super, będzie beznadziejnie.
Kąpię się, ubieram to co wybrałam, zapalam
jeszcze papierosa, kończę po czym wyrzucając peta przez okno. Spryskuje ciało
perfumami i w sumie jestem gotowa. Pachnąca, uczesana, wymalowana i we
flanelowej sukience do połowy uda. Całkiem sexy. Unoszę kawałek sukienki,
wyciągając nogę w stronę lustra. Wysyłam buziaczki, pozuję, poprawiam włosy. Chyba zostanę aniołkiem VS jak tak dalej
pójdzie.
- Emeli! – krzyk mamy przerywa moje wyginanie
się przed lustrem – Caroline już jest!
- Zaraz schodzę. – mówię, spoglądam jeszcze
raz w lustro. Będzie okej, Emeli, będzie okej. Powtarzam, głośno, dobitnie i wciągam
powietrze. Będzie okej.
Pokiwałam babci i mamie, wychodząc z domu. W
głowie przewijały mi się ciągle dwa słowa: będzie okej. Ale im bliżej auta
Harrego byłam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że tak nie będzie. Wsiadając
do środka nie było ucieczki. Ale potem przywołałam w myślach twarz Noah,
stojącego przy blacie w kuchni domu Riley’a, pijącego whiskey w niskiej,
przeźroczystej szklance i nagle cały strach zniknął. Noah Parker musiał być
mój. I to dzisiaj.
Na miejsce pojawiliśmy się po 10minutach
jazdy. Już z daleka było widać oświetlony dom Riley’a.
- Wow. – wymknęło się blondynce – Riley
powinien robić to zawodowo.
- Co? Występować w cyrku jako clown? Jestem
pewna, że byłby w tym najlepszy. – komentuję, ale w samochodzie zapanowała grobowa
cisza – Może mam wam przypomnieć jak zachowywał się na ostatniej imprezie,
kiedy latał z gołym fiutem i sikał do wszystkich wazonów? Tego już nie
pamiętacie? – ani Harry, ani Caroline nie powiedzieli już słowa. Może tylko ja
pamiętam wszystkie pojebane i głupie rzeczy jakie robił Riley O’Connel. I
szczerze w tej chwili znienawidziłam go jeszcze bardziej.
Styles zaparkował po drugiej stronie ulicy,
bo nigdzie indziej nie było miejsca. Zebrało się już wiele osób. UWAGA!
Wydarzenie roku!
- Kochanie, zostawię Cię na chwilkę z Emeli bo
chciałbym się przywitać z chłopakami. Przyniosę Ci coś do picia. Piwo? Emeli to
samo? – Harry obejmuje moją przyjaciółkę, całując ją czuje w czoło.
- Może być...
- Dla mnie wódka. Czysta. – przerywam
Caroline. Uśmiecham się głupkowato do Harrego. Zamówienie złożone, czas zacząć
imprezę.
Wszystko szło w całkiem dobrym kierunku.
Harietta nasza przyniosła całą wódkę, kieliszki i wodę do popicia. Ja preferowałam
raczej wódkę solo, ale reszta nie miała w sobie takiej otchłani desperacji,
żeby tak pić wódkę. Po piątym kieliszku zrobiło się super. Nikt mnie już nie
wkurwiał, machałam do przechodzących osób. Po siódmym, chodziłam i rozmawiałam
z każdym napotkanym pipulem. Poznałam nawet jednego azjatę. Nauczył mnie słowa
w swoim języku. Ogółem było całkiem fajnie, dopóki nie przypomniałam sobie o
Noah. Przeprosiłam chińskie towarzystwo i udałam się do kuchni. Przypuszczałam,
że tam będzie. On, piękny, z whiskey i szarmanckim uśmiechem na ustach. Już miałam
wchodzić do kuchni, kiedy usłyszałam za sobą zziajany głos.
- Przepraszam. – wyczuwam irlandzki akcent. Odwracam
się – Wiesz może gdzie jest toaleta?
Zaczynam się śmiać w duchu. Już duża dawka
alkoholu robi swoje, bo czuje jak jego cząstki dostają się do mojego mózgu
włączając we mnie największą sukę. Ciągle patrzę na nieznajomego z głupkowatym
uśmiechem, który pojawił mi się na twarzy. Koleś jest całkiem przystojny, ma
blond włosy i czarną koszulę w zebry. Delikatnie spoglądam w dół. Ciemne dopasowane
spodnie uwydatniają jego zgrabne, wysportowane nogi, a musztardowe botki aż
krzyczą, że kosztowały więcej niż cała moja szafa.
- Czy to jakiś sposób na podryw? – poprawiam
włosy, wydając z siebie chichot podobny do pisku myszy którą goni dziki kot.
- Nie. Po prostu muszę iść do toalety, a nie
wiem gdzie jest. – chłopak wybucha soczystym śmiechem.
Czuje się zbita z tropu. Policzki zaczynają
mnie piec i domyślam się, że wyglądam jak burak prosto z pola. Prostuje się,
próbując ratować swoją godność. Chyba tylko to mi zostało.
- Musisz iść do góry. Drugie drzwi po lewej. Zawsze
do usług. – mówię ze ściśniętym gardłem i już mam odchodzić kiedy blondyn
zatrzymuje mnie. Patrzę na niego pijanym, pytającym wzrokiem. Czuje, że mam
zaszklone oczy. Uspokój się Emeli.
- Nie martw się, znam lepsze sposoby na
podryw. – irlandzki przystojniacha pokazuje rząd pięknych, białych zębów, po
czym szybkim krokiem udaje się na górę, zapewne do celu swojej podróży.
Chyba na prawdę mocno chciało mu się siusiu.
JA JEBE ALE PATO XPP
OdpowiedzUsuńALE CAŁKIEM ZABAWNIE.
Ale ty mosz super humor psiapsiooo ;ppppp
Ja oczywiście piękna, sexi flexi laska wiem jak ujarzmić faceta hehehe.
Heri to jakieś cudo cudów ogółem, chociaż powiedział jedno zdanie, ale on w sumie nie musi nic godać, żeby być cudem cudów. SIMPLE. SIMPLE BUT EFFECTIVE.
HEHE.
Ogółem jak na mój gust to Emeli ma zdeczka najebane w baniaku i ogółem współczuje i Niallerkowi (słodziakowi od siusiania), i ogółem wszystkim gościom, którzy będą mieli z nią do czynienia xp
nie no dżołk fajna z niej laska. pojebana, ale fajna.
yolo